Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągnąć myślą na króla. Sprawa to Bartosza z Odolanowa i innych Nałęczów.
Pelcz krzywił się.
— Pewnie, że nie o co innego idzie — rzekł — ale z kim, jak będzie on poczynał? Sam jeden? Wiemy, że w skarbcu było sucho, a bez pieniędzy wojny niema.
Weszli tak rozmawiając do izby, w której Anchen nie było. Pelcz był tem podrażniony, iż tajemnica jakaś czynności księcia otaczała.
Przyjeżdżali ludzie nieznajomi, wysyłano zaufanych, gotowano się jak do wojny, a książę mówić o niej zabraniał, i głosił, że się zbroi dla tego tylko, iż wszyscy do koła za broń chwytali, więc bezpieczeństwo tego wymagało.
— Jest na zamku książę? — zapytał Bobrek.
Pelcz rączyska grube rozpostarł i głową podniósł z wyrazem rozpaczliwym.
— Patrzcież ino — krzyknął — kiedy pod zamkiem siedząc, nawet o tem z pewnością wiedzieć nie można czy on jest na zamku i kiedy go niema? Są dnie, że nikogo tam nie dopuszczają, po nocy kupy zbrojne jedne wyciągają, drugie się gromadzą.
Bobrkowi tajemniczość ta wydawała się nieprawdopodobną, przypisywał głupocie Pelcza, nieświadomość jego.
— Niechno ja tam pójdę tropić — rzekł