Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— My tu za towarzyszów biskupom Janowi i Stefanowi dodani, spraw tych nieznając, to poczniemy, co oni wskażą... Królowa Jejmość zdała wszystko na panów duchownych.
Przy stole o niczem prawie mówić nie chcąc, prócz pospolitych rzeczy, więcej się temu przysłuchiwali, co inni rozpowiadali.
Biskupi zaś węgierscy, na których markgraf czekał dnia tego napróżno, drogą zmęczeni, wymówili się, iż spoczynku potrzebowali.
Zygmunt z tego wszystkiego nic sobie nie czynił, pewnym będąc matki przyszłej żony swojej, która go sama do Polski wyprawiła. Ufał w to, że posłowie z niczem innem przybyć nie mogli, tylko aby prawo jego do korony popierali.
Domarat więcej się zafrasował i zakłopotał. Nie czekając dnia następnego, sam pobiegł na probostwo do ichmościów biskupów, wrzekomo dla powitania ich, w istocie dla wyrozumienia, jaki wiatr wiał z tych Węgier.
Nim go do izb wpuszczono, w których biskupi węgierscy wieczerzali, zobaczywszy przyjeżdżającego arcybiskup Bodzanta, do małej komórki przy mieszkaniu swem zaprowadził.
Twarz miał tak pomięszaną i niepokojem napiętnowaną, że i Domaratowi samo wejrzenie nań trwogę sprawiło, choć przyczyny żadnej do obawy nie znał, a poselstwo jeszcze jako popar-