Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie klasnął jeszcze Semko na swą czeladź, któraby do rozdziewania się pomogła, gdy zasłona, którą widział drgającą Bartosz, podniosła się i za nią ukazała niemłoda już niewiasta. Nim się wnijść ośmieliła pilno na Semka patrzała.
On, choć na nią oczu nie zwrócił, zdawał się wiedzieć i przeczuwać że tu była, ale się nie śpieszył dać tego poznać po sobie, jakby mu rozmowa teraz niemiłą była.
Niewiasta mogła mieć lat czterdzieści lub więcej. Twarz jej zwiędła, pomarszczona, stara, ślady niepospolitej piękności zachowała, ale to była piękność wieśniacza, więcej mająca wyrazu niż wdzięku; wiekiem ochmurzona i smutna.
Oczy jej ciemne, duże, śmiało patrzały, jakby się tu czuła w domu.
Ubiór jej nie różnił się od pospolitego ludowego, ale dostatni był i chciał się wydawać bogatym. Krojem pospolitym uszyta spódnica, stanik, kaftan, — z najprzedniejszego były sukna, jedwabiu i płótna. Na szyi paciorek, bursztynów i złotych łańcuszków miała sznury całe aż do pasa spadające. Ręce zapracowane niebardzo, białe i pulchne, okrywały pierścienie ze szkłami i oczkami. Na głowie nakształt zawoju, bogata krasna chusta z pewnem staraniem zawiązana, długiemi końcami na ramiona i plecy spadała. — Rozglądała się po komnacie, zasłonę podtrzymując nad sobą, a z poza niej, na jasnem tle dru-