Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Resztki życia tom IV 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
94

— Doprawdy, nie poznaję cię, — przerwał jéj Oktaw, — byłaś już spokojniejszą i lepszą, a dziś?
— Dawny giez mnie ukąsił, nieprawda? łzy z oczów płyną, serce się krwawi, a na śmiech szalony się zbiera? wszystkiemuście wy winni! Po co tam chodzicie, a patrzycie na nią, a modlicie się do niéj wzrokiem jak nigdy do mnie. Patrzałam nieraz przez szparę, jak wy przed nią stoicie... tam to widać kochanie, a ze mną bawicie się jak z pieskiem... i rzucacie jak pieska...
I znowu się na łzy zebrało biednéj dziewczynie, ale je otarła fartuszkiem żywo i chmurne wejrzenie Oktawa przestraszyło ją.
— Nie! nie! nie słuchaj, — rzekła, — niewiedziéć co plotę! żartowałam z was... chcecie bym była wesołą, zaśpiewam, potańcuję, tylko nie tak patrzcie na mnie i nie tak mnie żegnajcie chłodno... powiedzcie mi dobre słowo, to je sobie schowam i nosić będę do waszego powrotu.