Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dowiedzieć o wyprawie i uczynić na nich zasadzkę!!
Ksiądz staruszek i księżna Jolanta próżno się go uspokajać starali. Słowa ich pomagały mało. Zbierał się już słać za wojskami, tak go gryzło, iż nic o Przemku nie wiedział.
Rozważniejszy ksiądz Malcher bardzo dokładnie obrachowywał panu, iż przy największym pośpiechu, wiadomość żadna przyjść tak prędko nie mogła. Nic i to nie pomagało.
Wyrzucał sobie stryj, iż nierozważnie młokosa puścił.
— Gotów wojewodę swego i mego Kasztelana opętać, a do jakiego szalonego namówić kroku — gdérał. — Santok ten dla nas zawsze był nieszczęśliwym. Braliśmy go, brali i wziąć nie mogli, a co krwi kosztował...
Dopiero dnia czwartego nadbiegł goniec od Poznańskiego Wojewody z pozdrowieniem i wiadomością, że nigdzie nieprzyjaciela spotkać nie mogli, bo się wszystek po zamkach i gródkach pozamykał. Wtargnęli w Santockie, pustosząc je, ale bić się z kim nie było i młody wojak narzekał...
Sasi zawczasu pomiarkowawszy, iż siłom połączonym Bolesława Kaliskiego, Ziemomysła Kujawskiego, który też im wysłał posiłki, i Poznańskiego Przemka, nie podołają — skryli się do