Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i Wojewodą ruszylibyśmy Sasów nastraszyć. Czemu nie?
— To i ty, niegodziwy zdrajco, przeciwko mnie? — rozśmiał się zafrasowany książe.
Skłonił się kasztelan.
— Wasza miłość przebaczy, staremu słudze wydaje się, że to by było nie zgorzej.
— Bezemnie się obchodzić! — dodał książe.
— Z Waszą miłością byłoby nam lepiej — odezwał się prawdomówny przyjaciel — toć pewna! ale jak nam książe pojedziesz słaby, a będziemy go musieli w drodze strzedz? to nas niemcy strzepią!
Książe Bolesław obejrzał się do koła, a Wojewoda poznański dodał:
— Naszemu panu, daj Boże zdrowie, juści też pora skosztować pola... A od czegóż my we dwu z kasztelanem? Strzedz go będziemy lepiej niźli oka w głowie, bo każdy z nas by zań oboje oczów oddał.
— Stryju! — odezwał się Przemko podchodząc ku niemu i śmiejąc się wesoło — byłeś mi zawsze ojcem, bądźże dobrym i łaskawym... Mnie już wnętrzności goreją, aby raz w pole wyciągnąć!
— Na te pierwociny jam właśnie sam chciał być z tobą — rzekł stryj smutnie — a ty mi się wyrywasz! Należy mi się do twojego rycerskiego pasa podać ci samemu rękę, kiedym cię chował