Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał — westchnął Bolesław. — Niemców się nie przebierze tak prędko! Zaczekaj!
Przerwał mowę Wojewoda Przedpełk, przystępując dla powitania.
Spojrzał nań Bolesław i uprzejmie go pozdrowił, a potem innych przybyłych z synowcem witał poufale uśmiechając się do nich, całą tę starszyznę pociągając za sobą, do dworu.
Że w izbach duszno było, zasiedli znowu w podsieniach, gdzie już księżnej Jolanty nie było. Staruszek tylko ksiądz Malcher, stał na uboczu.
Był to ulubiony obojgu księztwu, pobożny a jak oni łagodny człowiek, spokojnego ducha, pokory wielkiej, która przy świątobliwości zdała się ubłogosławieniem.
Przemko postąpił ku niemu, aby go, jak należało, w rękę pocałować, a staruszek pobłogosławił go z rozrzewnieniem.
Książe Bolesław wnet biedę swą przypomniawszy, począł na zimnicę narzekać.
— Gdyby to licho później choć przyszło! — zawołał. — Mnie tu potrzeba iść na tych przeklętych zbójów, na Santok, na Strzelce... a jam się do niczego nie zdał. Jeszcze dopóki trzęsie nie dbałbym o nią, gdy zacznie palić łeb rzaska, i człowiek sobą nie władnie.
Przemko popatrzył na swego Wojewodę, przemówili do siebie oczyma.