Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Będę żył z tobą tylko, pamiętał o tobie. —
Tam się nic nie zostało —

(po chwili)

Ten przyjaciel nowy
O którym powiadałaś; nie wyjdzie mi z głowy.
Ktoby był? sąż na świecie jeszcze przyjaciele?
Mogęż w kim znaleść pomoc, łzę, obronę?
Złotą iskrę odgrzebać w tym brudnym popiele?
O cóż cię pytał Mołnia?


Mołnia.

Długo ze mną gadał,
Nad losem się użalał i o wszystko badał. —
Gdzie? kiedy? za co? z czyjego powodu?
Człowiek imion tak wielkich, tak znacznego rodu,
Dla kobiéty, w wygnańca, tułacza zmieniony,
Ma stracić życie za to, że pożądał żony?
A kiedym mu mówiła że cię znaleść muszę,
Że cię dzisiaj wynajdę — z pałającą twarzą,
W radośne wylał oczy, całą swoję duszę.
O! najlepszym z przyjaciół nieba ciebie darzą —
Jak mię prosił, ażeby gdy cię tu wyśledzę,
I jego też przywiodła by mógł widzieć ciebie!!
Jutro rankiem pobiegnę — świt jeszcze uprzedzę
Stanie tu! — Jego radość ja pojmuję z siebie.
Wielkie szczęście i dzień ten pamiętny na wieki,