Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Mołnia.

Próżna twoja trwoga —
Nikt nie wie, mnie tu jedną szczęście sprowadziło,
Dziś rano przyszłam w miasto smutna i stroskana,
Zaszłam spocząć w gospodzie.

(Grabarz zbliża się i słucha).

Kilku ludzi piło,
Poznałam w nich Polaków, nie byłam poznana —
Pijani byli, głośna szumiała rozmowa.
Ja siedziałam tuż blisko, nie straciłam słowa.
Zborowski już jest tutaj, ślad w ślad ciebie goni,
To byli jego słudzy — wszystkim powiadali,
Że kto im wyda ciebie, lub pomocy doda,
Znaczna od Kasztelana czeka go nagroda,
Który wie żeś tu blisko i nie chce iść daléj. —
Potém jeden z zanadrza wziął papierów zwoje,
I czytał wyrok, lice opisując twoje.
A ja — ja — choć łzy biegły po twarzy, po stole,
Musiałam je ukrywać i na mojém czole
Nie pokazać im znaków smutku i cierpienia —
Słuchałam — Serce straszne targały wspomnienia,
Wtém człowiek jakiś powstał i przysiągł na Boga
Że cię wyda. Ja nie wiem jak w téj strasznéj chwili
Kiedy się łzy mieszały, rospacze i trwoga,
Oni na mojéj twarzy nic nie zobaczyli. —