Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zapalić świece — ! kto się słuchać wzbrania,
Kto rozkazów nie spełni, będzie tu przed nami,
Tu, w oknie na powietrzu, wywijał nogami —
Przynieś wnet brewiarz, stułę, komżę i pochodnie,

(sługa jeden wychodzi).
Ksiądz podstępując.

Lecz czy myślisz, że zechcę twoje mnożyć zbrodnie?
I świętokradztwo łącząc do gwałtów szkarady....


Wasil gniewnie zbliżając się ku niemu.

Słyszysz! jam ciebie tutaj nie wezwał do rady!

(do Dymitra)

Ty Dymitrze Księżniczki nie błagaj napróżno!
Ona się w duchu zgadza ze swém przeznaczeniem,
Zezwoli! Ja widziałem za tych łez strumieniem,
Jak patrzała na ciebie!

(śmieje się)

Lecz była ostróżną!
Przy matce się broniła! Teraz jak jéj nié ma,
Nikogo się nie boi — wstyd tylko ją trzyma —
Oddana sobie — widzisz już się nie przeciwi — ?
Ksiądz zwiąże — ja przeżegnam — będziecie szczęśliwi —


Halszka.

Szczęśliwi! — a tam matka siwy włos wyrywa,
Ona płacze — jam tutaj i mam być szczęśliwa!