Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przed naznaczonym czasem pożerać nie chciała —
Myślisz że noszę tutaj —

(kładnąc rękę na piersi

— wasze drżące serce?


Beata.

Wiém — próżneby łzy były, próżne moje słowa,
Krew cię nie poruszyła — miałażby mordercę
Poruszyć biednéj matki za dziecięciem mowa?
Ty nie masz dzieci! — Od młodego wieka,
Starałeś się na kamień przerobić z człowieka.
Tyś sam nigdy nie płakał — na twoim pogrzebie,
Twój miecz chyba zapłacze, pożałuje ciebie —
Imię twe w niepamięci z dniem śmierci utonie.
A dusza z zapomnianém ciałem w grobie zgnije.


Dymitr.

Księżno! ja muszę stanąć Kniaziowi w obronie,
Przy mnie go szarpać słowa nie będą niczyje?
Co znaczą te przekleństwa? to wasza chęć złota;
I duszą i ustami zapalczywie miota.
Słowa kobiéty.


Wasil przerywając.

Uszu nie warte i czasu
Dość tych groźb, dość tych fałszów, przekleństw i hałasu,
Chcesz czy nie — nikt się ciebie pytać już nie będzie,