Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Że kiedyś wjechał w dziedziniec zamkowy,
Mało mi serce nie skoczyło z łona!
Witajże gościu! — héj! stoły! puhary!
A naprzód — słówko.


bierze za rękę Wasila i prowadzi go naprzód sceny. Słudzy tym czasem ciągle stół nakrywają, zapalają więcéj świateł, przynoszą dzbany misy i robią przygotowania do biesiady).

Dymitr.

Już nadzieja kona
Tylko co pismo Księżnéj odebrałem staréj,
W niem jak zwykle, nie łudząc zwodniczemi słowy
Choć grzecznie, wbrew odmawia — patrz, jakiéj osnowy.

(podaje list podarty. Kn. Wasil czyta, on mówi ciągle).

Czego się tu spodziewać? na Króla się zdaje!
Że on córki opiekun! — Lecz wieczne zwyczaje
Matkom i opiekunom równe dają prawa —
Niech do Króla napisze, Król pewno zezwoli,
Wszak przeciw mnie ubóstwo ani ród nie stawa.


Wasil powoli, kaszląc.

Wiesz Kniaziu, że nie ta myśl siostrę moją boli,
Ona, radaby tylko zagarnąć dostatki