Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co już od dawna chłopców tyle miała,
Ze swemi skarby, ze swoją urodą,
Dotąd jak mogła w domu utrzymała.
Nie żeby ona chciała nudne życie
Pędzić sam na sam bez wesołéj chwili,
Bo któréjby to chciało się kobiecie?
Lecz, póki jeszcze w domu Księżna młoda,
Płyną do skarbcu z niezliczonych włości,
Złoto i srebro strumieniem jak woda,
A tego trzeba dla księżnéj Jéjmości! —
Rozumiesz teraz (pije) — co i jak się dzieje,
A mnie czas jechać —


Mołnia nalewa.

Jeszcze ci naleję!
To słaby trunek, nie zawróci głowy.
Lecz nim pojedziesz chcę ci kilką słowy
Nawzajem jedną powiedzieć nowinę.
Ja chociaż w liczbie Kniazia sług się mieszczę,
I wam też sprzyjam — téj chwili nie minę,
Muszę was ostrzedz — (cicho) Jutro może jeszcze
Kniaź przyjacielsko do Księżnéj zawita,
Ale się strzeżcie jeśli odmówicie —
Przyjedzie zbrojny — o wolą nie spyta,
Porwie Księżniczkę, a bezbronnym życie —
Jak skoro orszak postrzeżecie wielki,