Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I wy wszyscy zbrodniarze,
Serca macie po parze,
I nas też było dwoje,
I mniéj nas być nie może,
O! otwórz ręce twoje!


Szubienica.

Nie matko! nie otworzę!
Jam żona twego syna!
Niech matka umrze z płaczu, niechaj z żalu skona,
Droższa jest od jéj życia, roskoszy godzina —
Starsza od matki, żona! —
Tak! jestem jego żoną — patrz — jak się mnie trzyma,
Jak w niebo niebieskiemi pogląda oczyma,
I jak milczy na twoje błagania i jęki,
Nie otworzył ust, nawet nie wyciągnął ręki
Idź, już na weselne gody,
Lecą kruki, wrony lecą,
Błyskawice uczcie świecą,
A twój syn, — to mój pan młody!
Matko! nie oddam go tobie.
Idź sama, pociesz się proszę,
Bo mnie drogie roskosze,
A on jutro będzie w grobie,
Jutro — ci co mi go dali,
Odemnie znów odbiorą,