Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oazis niknie, sunie się, ucieka,
I palm nie widać nad drogą
Piaski tylko w każdą stronę —
Idzie podróżny — spragniony ją goni,
Aż pęknie pierś wysilona
I patrząc na nią i śmiejąc się do niéj —
Padnie w pustyni i skona. —



VI.

Witam cię — w tym zakątku spokojnym, ustronnym
Żono, córko i matko, co niewidząc świata,
Przy jednym przyjacielu, jednym i dozgonnym,
Przykute, niesłyszycie jak życie ulata. —
Błogo wam oddalone od tłumu i wrzasku,
Pod jedném drzewem wzrosnąć, kochać i umierać,
Jak fijołek zakryty od oczów i blasku,
Ze swego kątka okiem niebieskiém spozierać.
I dziwić się nad temi co w wrzawie, na świecie,
Szukają szczęścia jak pereł w śmiecisku —
Wam ciche modły, mąż, rodzina, dziécie
Są szczęściem, choć bez świadków, szumu i połysku.
Was wiosną kwiatki, cieszą, słońce ranne wita,
A twarze wasze choć lata poryją,
Serce nigdy nie przekwita,
Jego zmarszczki nie okryją.