Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy wart, ażeby tam razem z aniołem
Krzywoprzysiężca przed Bogiem bił czołem?
O! tak! Franczesko! tak — nas piekło czeka.
Którem przeniosła nad niebo dla ciebie.
Tam będziem razem — Od ciebie daleka
Ach! nieszczęśliwą byłabym i w niebie!
Lecz dzisiaj jeszcze, dziś do nas należy!
Pókiśmy tutaj wszystko nam się śmieje,
Niech wzrok za życia granicę nie bieży,
Tam wszystkie giną nadzieje!
Lecz patrz — już ranek —


On.

To księżyc znużony
Świeci w około chmurą osłoniony.
To nie jest ranek!


Ona.

Prawda mój aniele.
Jeszcze noc, jeszcze, lecz już chwil niewiele.
Zaraz się miasto burzliwe obudzi,
My się rostaniem; bo nas oczy ludzi,
Nas dnia światłości jak zbrodniarzy straszą,
Musim ukrywać biedną miłość naszą!
milczenie
O chwilę nocy, błagam ciebie Boże!
O! niebo — piekło — zatrzymaj dnia zorzę!