Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 278.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lekarze opuścili łóżko chorego, nie było ocalenia nadziei, co chwila mógł skonać; ojciec sam jeden nieodstąpił syna...
Nagle otworzyły się drzwi pierwsze i szelest sukni kobiecej dał się słyszeć — Julja niepostrzeżona od nikogo, stanęła w progu. — Jan niewidząc jej wstrzęsnął się, starzec obrócił, zobaczył i wstał poważny z gniewem na czole. —
Kobieta klęczała przy łóżku.
— Wiem kto jesteś — rzekł Darski — idź ztąd, idź — zabiłaś go — nie czekaj bym cię przeklął. —
W tem Jan pochylił głowę, niepoznał jej i odwrócił się.
— Niepoznał mnie! zawołała z rozpaczą.
— Daj mu skonać w pokoju, rzekł stary, idź, idź ztąd! Ty co miałaś serce żartować z przywiązania, igrać z życiem ludzkiem — idź! idź! Bóg ci może przebaczy — ojciec nie może! —
Lecz Julja nie miała siły ani wstać, ani zwlec się — całowała zimną już rękę Jana,