Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 244.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dech, zyskać jedno ze spojrzeń jakie się nikomu nie dają, schować na sercu rękawiczkę, którą miała na dłoni, jakże to wiele dla jednych, jakże to drugim obojętne.
Ranek to był bez chmurki, roskoszny, jasny, szczęśliwy. — I Julja pożegnała go znowu — pozwoleniem przybycia. — Jutro rano. —
— Więc koniec tym probom nieszczęsnym, co mnie zabijają, spytał jej Jan po długiej, długiej rozmowie.
— Nie — odpowiedziała Julja.
— Juljo — chceszże mnie zabić? —
— Janie, wszystko się nagrodzi! ty mnie nie kochasz, jeśli o tem wątpisz, nie kochasz mnie, jeśli ci cięży ofiara dla mnie.
— Juljo! ty mnie nie znasz!
— Janie! jeszcze chwilka, a będę twoją i — na zawsze, będę ci posłuszną, będę ci laty całemi nagradzać, coś dla biednej dziwaczki uczynił.
— Rób ze mną co zechcesz.