Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 239.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chanka, serca, i brzmiał w nich jak trzask walącego się gmachu.
Byłażby to znowu próba? spytał się w duszy Jan.
A! daj Boże — inaczej ja bym tego nie przeżył — i ona! — Zabił bym ją — zabił bym ją! powtarzał drąc rękawiczki i szarpiąc suknie na sobie. — I zabić za mało! zemścił bym się! o! zemścił okropnie.
Jan szalał, gdy głos Marji, która czuła się w obowiazku bawić opuszczonego gościa, głos Marji, którego od razu nieposłyszał, odezwał się blizko:
— Nie byłeś pan chory? jesteś tak zmieniony?
— Nie byłem, lecz będę — czuję to. —
— Cóż to panu?
— Potrzebaż mówić!
Marja udała, że niezrozumiała...
— Jakąż pan miałeś podróż? spytała odwracając rozmowę. —
— Podróż? ja żadnej nieodbyłem podróży?