Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień świtał, trzeba jechać było, Jan pożegnał Julję, która po cichu spytała go:
— Wszak się zobaczym?
— Możesz być inaczej? odpowiedział.
Jadąc do Dąbrowej po nocy, niewyrachował się Jan, że dniem powracać będzie i wziął śliczne peterburskie sanki i parę przepysznych koni, które mogły wydać tajemnicę jego majątku. Julja, która stała w oknie gdy odjeżdżał, postrzegła i zaprząg i ludzi wytwornie poubieranych i Jana, który musiał jej się ukłonić, a wiedząc o ubóstwie Darskich pojąć nie mogła, co znaczył ten kosztowny przybór Jana, który tak dalece wszystkim bił w oczy, że o koniach pozostali jeszcze mężczyźni długo potem mówili.
— To są resztki ich pięknej dawnej fortuny zapewne — odezwała się podkomorzyna, która coś zaczynała przewąchiwać, ale mając na myśli swatanie Matyldy, nie bardzo chciała rozgłaszać to, czego się już domyślała. Przyszło jej na myśl, że przed