Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi swoją fortunę odbierze! Mój Boże! a co mi to szkodzi! nie łakomą jestem na jego majątek! Na co mi on — dość będziemy miały swego.
— Niewiesz co paplesz.
— To prezes babciu paple, u niego lada co, jedna groźba na języku, — nieuważać i po wszystkiem.
— Jednak, gdybyśmy mogły grzecznie, niehybiając, dać do zrozumienia Darskiemu, jużciż dla nieznajomego człowieka taki mieć kłopot i strapienie.
Julja zczerwieniała się, zmięszała.
— Jak chcesz babciu, rzekła, jak chcesz.
Starościna spojrzała na nią i postrzegła dwie wielkie łzy, które kręciły się w oczach dziewczęcia, jak dwie jasne perły.
Przelękła się. — Jakto — już! już! zawołała.
Nic nie mówiąc głowę skryła Julja na kolanach babki, która przelękła, poruszona, słowa więcej w ustach znaleść niemogła.