Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julka wyprawiwszy do ogrodu swoich gości z Marją, sama jakby przeczuwając potrzebę pocieszenia staruszki, wbiegła do jej pokoju. I zastała ją we łzach.
— Babciu! co to babuni!
— Co? nic, — nic — tak — myślałam sobie — modliłam się i łzy mi jakoś potoczyły się z powiek. To mówiąc przyciskała, tuliła jedyną wnuczkę do siebie
— O! nie! nie — coś to jest, tu był prezes — niech mi się babcia przyzna.
— Ale nic mi nie jest, dziecię moje.
— Jakto nic? To nie te łzy co płyną za przeszłością, ja się znam na tem. Babunia nic mi nie utai.
— Roi ci się, dziecko moje najdroższe...
— A chce babunia to powiem co to jest? i czego płacze?
— Ja?
— Tak — prezes chce wypędzić Darskiego od nas, choć niewiem co on tu mu szkodzić może; babcia nieśmie tego zrobić, a on gotów po swojemu zaraz grozić, że