Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On?
— Prezesie zlituj się, zapominasz się, poniżasz sam.
— A więc go niewypędzisz pani?
— Ale to być niemoże.
— Więc moja noga tu niepostanie, póki on w tych stronach kręcić się będzie; a jeśli Boże uchowaj Julka — no! — nie potrzebuję wiele mówić. — Jestem jeszcze panem mojego majątku.
To powiedziawszy wstał i wyszedł.
Dla rozjaśnienia groźb, które prezes tak grubijańsko rzucał w oczy staruszce, dodać musimy, że bogactwo Julji i jej przyszłość całkiem prawie spoczywały na prezesie. — Ogromny, sknerstwem niesłychanem zebrany majątek testamentem był jej przekazany; na majętnościach starosty summy za życia jego pożyczone od prezesa ciężyły.
Prezes więc zagrażał starościnie i jej wnuczce zupełnem prawie ubóstwem.
Nie dziw więc, że babka rozpłakała się łzami rzewnemi po wyjściu jego.