Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — i właśnie póki nic niema, czas przestrzedz.
Starościna tonem i myślą rozmowy widocznie była urażona i pomieszana.
— A więc Darskiemu napisać czy powiedzieć, żeby nie bywał.
— Wczoraj pisałam do niego zapraszając sama, tego uczynić nie mogę; powodu nie dał.
— Dał powód, mówił mi niegrzeczności.
— On! tobie prezesie.
— Tak w domu starościnej, jej krewnemu opiekunowi.
— To być nie może.
— Tak jest.
— Cóż mógł ci powiedzieć?
— Kazałem mu iść precz.
Starościna, łamiąc ręce powstała na krześle. — Prezesie, godziż się to?
— Co to godzi nie godzi, zrobiłem tak i kwita; — odpowiedział mi hardo, że niemam prawa, że
— Miał słuszność.