Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścił się w głąb jaru. Chciał mu podać rękę syn, ale stary się ofuknął.
— Patrzajcie, masz mnie już za kalekę czy co?
— Ale po nocy!
— O! o! albo to ja tu każdej bryłki ziemi nieznam, prędzej się ty potkniesz jak ja i nogi chwalić Boga, służą jeszcze.
Tak mówiąc zeszli w głąb i po ścieżce z poręczem wdrapali się na górę. Stary przywykły ani się nawet zasapał, mimo że wnijście dość było przykre. W dziedzińcu zastali Kaspra, który szedł właśnie prosić na wieczerzę.
Mały, krępy, nizkiego czoła, szerokich plecu, rozczochranej czupryny, długich rąk i zawiesistych warg pan Kasper wcale niepozorną miał minę. Ale nie było sługi nad niego! Pierwszym i największym przymiotem jego było to, że nigdy nic niechciał, tylko to co pan. — Wcielał się w jego myśli, żądania, gusta i niedość że słuchał, ale rozkazów nie potrzebował. Nigdy Dar-