Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 087.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bierać się miały przed odjazdem panie, znalazł się zaspany Mikita.
— A toż co? wróciłeś? spytała podkomorzyna — wszakże kazałam ci. —
— I pojechałem — odparł kozak.
— A cóżeś się dowiedział?
— Nic — rzekł tymże głosem Mikita.
— Gdzież się ten pan podział?
— A djabli go wiedzą. —
— Jakże?
— A taki tak. Naprzód piechoto poszedł na miasto, ja za nim, on do karczmy, ja w ślad. Siedzi, siedzi, i ja siedzę, czatuję — czekam. — Aż kiedy ja patrzę, a on zemknął.
— Jakto?
— Kaciż wiedzieli, że konno miał jechać, a ja bryczki lub powozu czekałem.
Na tem spełzły usiłowania podkomorzynej, która jednak jak zaraz zobaczymy, nie dała za wygranę.