Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nareszcie kamerdyner starościnej od śmierci jej męża. Siwy i stary, ale rzeźwy i prosto się jeszcze trzymający, z wesołą twarzą, dobroduszności pełną, wszedł pan Wojciech do pokoju. Ubrany był w szpencer szaraczkowy, z którego jednej kieszeni ogromna wyglądała tabakierka, w jednem uchu kołysał się ogromny złoty kólczyk złoty; chustka czarna z wielkiemi końcami, na wysokiej duszy obwinięta, podtrzymywała głową jego już może mającą ochotę trochę się na karku pochylić. — Wygolony świeżo, choć włos byłby mu może pokrył gęste zmarszczki wcale niepożądane, na ustach miał uśmiech prawie młody.
Uśmiech ten i żywo biegające oczki, a razem dewizki od zegarka, misternie zawiązana chustka i kólczyk, zdradzały słabość nieszczęsną, która życie pana Wojciecha zatruła. — Kochał się! — kochał do siedmdziesięciu lat bez ustanku i dotąd ożenić się nie mógł — a że tego pragnął!! i jak pragnął — wiedzą co go znali. — Miłość