Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niem jak innyby pewnie uczynił, ale go wstrzymywał, łagodził i pokonywał zręcznie.
Prawie najechawszy na siedzące dotąd pod dębami dziewczęta, gdy te krzyknęły z bojaźni, a koń nagle w bok się odsadził gwałtownie; myśliwiec potrafił utrzymać się na nim i korzystając ze znużenia jego, osadził prawie na miejscu.
Naówczas spojrzał dopiero na dwie piękne nieznajome, i widać było jak się zdziwił, postrzegłszy je niespodzianie.
— Przepraszam! zawołał zdejmując czapeczkę — przestraszyłem panie!
— O nie! odpowiedziała Julja — to nie, ale pan się sam rozbić mogłeś, lecąc tak przez las.
Nieznajomy się uśmiechnął —
— Pozwoliłem, rzekł głaszcząc siwego — pozwoliłem memu koniowi myślić, że mnie uniesie. Jeszcze raz darować mi proszę. To najgorzej, żem się w cudzy las zapędził i muszę jak złodziej uciekać.