Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ja, batku, kiedy mnie na czacie bywało postawią a zapomną, to ja trawę jem i korzonki a nie zejdę ze straży. Ja tu także może na czatach... sam nie wiem, ale przykazanie mam nie odchodzić.
Płaza głową pokręcił.
— Już nie wiem co pocznę.
— Ja też niemądry — dołożył kozak: — A no — wtrącił śmiejąc się — wódka u ciebie dobra — ty ją chyba w aptece bierzesz, bo aptekarze słyszę robią najlepszą.
Zamyślony Płaza nie odpowiedział, ale skinął aby nalano jeszcze kubek Parfenowi, który pił jak wodę, i ani się nawet zarumienił.
— Jabym tobie radził choć wozem a jechać — rzekł po małym odpoczynku. — Prawda, że naszemu bratu na wozie jak baba z garnkami z jarmarku wlec się, srom, ale kiedy w kościach łamie...
— I nogi mi ponapuchały — dodał Płaza.
Parfen spojrzał ku nogom jakby to chciał sprawdzić, ale gospodarz ich nie odkrył.
— Co wóz pomoże! — westchnął.
— Bieda! — zamruczał Parfen.
Zamilkł i po izbie chodzić począł.
Lackowicz, który w to wierzył, że umiał kozaków sobie jednać, wziął go pod rękę i szeptał coś do ucha.