Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

roby i gorączki, z dziwnym spokojem zdawało się na śmierć gotować.
W piątek wieczorem Zygmunt kazał sobie podać gromnicę i odezwał się słabym głosem.
— Dziś się spodziewam oglądać Matkę Bozką.
Wkrótce potem modląc się chłopię niewinne, zmarło spokojnie.
Niewysłowiony zamęt sprawiło to na zamku. Nie śmiał nikt oznajmić o tem królowi, który posyłał dowiadywać się ciągle, i odbierał odpowiedzi, że dziecię chore jest bardzo. Posłano po Kazanowskiego, gdyż królowa, cała we łzach, nie miała odwagi iść z tem do męża.
Marszałek nadbiegł, gdy Zygmunt już leżał martwy, z dziecięcym na ustach uśmiechem. Książe Karol i Kazimierz byli już tutaj, a pierwszy z nich modlitwy odmawiał.
Ponieważ nazajutrz naznaczony był wyjazd na Litwę, zdawało się, że król go zwlecze z powodu tego zgonu i znużenia, bo w ciągu ostatniego dnia choroby nie miał nic w ustach, płacząc ciągle. Kazanowski postanowił nie kryć dłużej nieszczęścia.
Wchodząc do sypialni już takie miał żałobne oblicze, iż się z niego domyśleć było można katastrofy. Kazimierz i Karol szli za nim. Zobaczywszy ich Władysław oczy sobie zakrył. Nie potrzebowali mówić, wiedział co mu przynieśli.