Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kochał też mocno, widząc go razem zupełnie był szczęśliwy.
Nie śmiał się z tem odzywać, ale jakby był chętnie Nietykszę na tego wymieniał. Bietka na pięknego i śmiałego a rubasznego chłopa patrzała jakoś z obawą. Nie umiał ją ani tak zabawić, ani tak odgadnąć jak dworak radziwiłłowski, o którym myślała, po którym tęskniła.
Uśmiech jej teraz tak trudno przychodził.
W dworku u Płazy, choć to było tak młode gospodarstwo, na gościach nie zbywało. Na służbę się codzień stawił Lackowicz, często zaglądał dobry ks. Stoczek, niekiedy przybiegała Bielecka, rzadziej on sam, naostatek z przyjaciółek zamkowych Bietki, francuzek i polek, przybiegały czasem niektóre.
Lasota miał we krwi polską starą gościnność, i nikogo od siebie nie wypuścił bez przekąski i kubka.
Wszystkoby tu się dla niego składało jak najpomyślniej, gdyby nie widok natrętny przechodzącego często pod oknami wolnym krokiem Parfena.
Nie było dnia, żeby się im tu nie pokazał raz conajmniej, ale do Płazy nie zachodził nigdy, odwracał oczy gdy domostwo mijał.
Właśnie prawie o tym czasie, gdy Bietka opuściła zamek, z Turczyna nadjechał uroczyście Jan Kazimierz, kwaśny, niekontent z króla, już