Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/196

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    z zamku i z pałacu. Ściskało się jej serce, gdy myślała, że się tak ochotnie, tak duszą całą poświęcała dla królowej, która teraz zimno, obojętnie się z nią rozstała.
    Pierwszy raz uczyła się tej wielkiej prawdy, że niewdzięczność jest prawem życia, a wdzięczność cnotą wyjątkową.
    Wprawdzie królowa wyposażała ją ze swej garderoby bardzo hojnie, ale Bietce teraz tak mało o to chodziło. Zdawało się jej, że z zamkiem, w którym lat przebyła tyle, rozstanie się obojętnie. Dopiero w ostatniej godzinie uczyniła w sercu i to nowe odkrycie, że do miejsc, w których się cierpiało, przywiązać się można.
    Biegała tu dziecięciem prawie.
    Wieczorem przed opuszczeniem zamku poszła do królewicza, który ją zawsze lubił bardzo.
    Siedział jak zwykle zajęty rycerską zabawką łukiem i strzałami, miał cudnie piękny perłami szyty sahajdaczek przy sobie.
    Bietka przyklękła przed nim, łzy miała na oczach.
    — Przyszłam was pożegnać — odezwała się biorąc malutką jego białą z długiemi paluszkami rączkę po pocałowania.
    — A dokądże ty jedziesz?
    — W świat!
    — Daleko?
    — Nie wiem.