Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Maryi bolesnej z siedmiu mieczami, a u drzwi każdych nie brakło na kropielnicy.
Bietce się to dziwnem i trochę wydało smutnem, ale wchodzący blady a uśmiechnięty weselem serdecznem Nietyksza rozjaśnił ponurą izbę. Bietka dziękowała mu ze łzami na oczach, wyrzucając sobie, iż po raz drugi dla niej krew przelewał.
— Tym razem — odparł Nietyksza zmuszając się do wesołości — ja nie dla was, ale dla pomsty własnej czatowałem na łotra. Wymknął mi się, ale mam nadzieję, że prędzej później rąk on naszych nie ujdzie. Będziemy na czatach stać, a że łotr ma tu rachunki i pieniądze do odbierania, których się nie wyrzecze, przyłapimy go, aby gardło dał.
— Dajcie już pokój zemście, proszę was — westchnęła Bietka — niech się krew nie przelewa... mnie się ona śni już, że ja w niej brodzę.
Chwilę tak zabawiwszy w refektarzu, uspokojona o ranę narzeczonego, powróciła Bietka do królowej.
Teraz jednak z każdym niemal dniem mniej się tu stawała potrzebną i czuła to. Marya Ludwika miała już mnóztwo przyjaciół, znajomych, pomocników i czuła się bezpieczną. Znała łudzi, a pamięć mając doskonałą, wejrzenie trafne, nie potrzebowała się ani radzić, ani szukać objaśnień. Czasem więc po całych dniach dziewczę siedziało