Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w słupie przy drzwiach, szczególniej przeznaczona dla swawolnych dziewcząt, które po wystawieniu sromotnem, wyświecano potem precz z miasta.
Ściany w górę malowane ozdobnie, okrywały herby na tarczach trzymanych przez aniołów. Dodawszy bardzo kunsztowną żelazną kratę nową, która sień przedzielała na dwie części, a była w istocie mistrzowsko wykonaną i mieściła wśród floresów herb miasta, wyżej zaś na marmurowej tablicy złocisty napis świadczący o powstaniu budowy, nic tu już więcej do widzenia nie było.
W połowie, której strzegli drabanci, natłok był znaczny ludzi cisnących się i dopraszających, jedni na górę do rady i sądu, drudzy do więzień, w których mieli swoich.
Spotkali tu właśnie jednego z najznaczniejszych panów rady, Kedrowskiego, który na górę dążył, razem więc z nim naprzód weszli do izby sądowej.
Sala ta wcale wyglądała poważnie i ozdobnie. Pałace przyozdobione malowidłami i rzeźbami, nie dozwoliły mieszczanom też obejść się bez nich. Na ścianach wisiały stare i ciemne, ale w nowych ramach, wizerunki książąt mazowieckich, na jednej z nich znacznych rozmiarów i dobrego pędzla — sąd Salomona.
Nade drzwiami stała Justicia, z zawiązanemi oczyma, z szalą i mieczem w rękach. Wkoło herby panów burmistrzów szeregiem malowane stały.