Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Inni śmiali się z tych bałamuctw, wcale im nie dając wiary, chociaż, jakeśmy mówili, nie były one bez pewnej podstawy.
Król chętnieby był przedsięwziął coś podobnego, gdyby znalazł sprzymierzeńców. Ale oddani mu ciałem i duszą Kazanowscy, rozpieszczeni łaskami fortuny, wcale się do tego nie zdali. Gotowi byli słuchać, pragnąć, ale ręki do tego przyłożyć — nigdy.
Śmielszym może byłby kanclerz Ossoliński, lecz nie miał ani przyjaciół, ni poparcia. Stał odosobniony, a z królem nawet, choć się rozumieli w polityce, temperamentami i charakterami się nie godzili. Król miał jakąś odrazę do znakomitego mówcy i statysty a Ossoliński pono niewysoko króla szacował.
Wyjazd króla nagły do Niepołomic, gdy go senatorowie błagali, aby zaniechał podróży, miał jakiś pozór ucieczki. Nie pożegnawszy nalegających, umknął przed nimi.
Ztąd już zaproszony wcześnie przez pana wojewodę krakowskiego do wspaniałej rezydencyi w Wiśniczu, nie zabawiwszy nawet dla łowów w tym zameczku tylu wspomnieniami poprzedników drogim, natychmiast udał się w gościnę do niego.
Orszak króla i królowej na ten raz wcale nie odpowiadał upodobaniu w przepychu i elegancyi