Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom III.djvu/081

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Namby młodym wojna też smakowała — rzekł — bo rycerskiemu człowiekowi bez niej żyć smutno, ale starsi turka drażnić boją się, aby na nas nie spadł całą siłą, bo naówczas niktby w pomoc nie przyszedł. Nam niby to każą na posiłek iść wenetom... ano, Bóg wie... Ja tam o tych rzeczach niewiele rozumiem.
— A ja jeszcze mniej — wtrąciło dziewczę — wiem tylko, że królowa pieniędzy już dała wiele na tę wojnę, a jeszcze ich od niej żądają. No i będzie musiała dać, bo królowi odmówić nie może. N. Pan i tak dla nas bardzo słodkim nie jest, a gdy się nachmurzy, patrzeć na królowę nie chce. Ta biedna płacze, a my z nią.
— Wszystko się to, da Bóg, ułoży — dodał Nietyksza — jak skoro wojnę senatorowie z głowy królowi wybiją. Dosyć nam będzie tatarów.
Poczęli potem liczyć, jak długo ta podróż trwać miała, ale litwin nie bez przyczyny utrzymywał, że na Lwowie się nie skończy, i że trwania całej tej wycieczki obrachować nie było podobna.
Słychać już było teraz, że podrodze niektórzy z panów króla z królową do siebie zapraszać chcieli i ugaszczać, że się gotowali do przyjmowania Koniecpolscy, Zamojscy, Sobiescy, Wiśniowieccy i inni.
— A i na to coś trzeba odłożyć, że króla podagra pochwyci — rzekła Bietka — bo rzadko