Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyńca i tam z ptaszniczek do królików strzelał, rozpoczął otwarcie rozmowę.
— Nie przychodzę ja do W. Król. Mości od króla — rzekł — bo on wcale o tym kroku nie wie, ale przez tę cześć i przywiązanie, jakie mam dla niej, jako przyjaciel pana mojego z poradą i życzeniem.
Wojna przeciwko poganom była oddawna i jest marzeniem naszego bohatera. Od bardzo dawna starał się on ją przyprowadzić do skutku, ale teraz dopiero staje się ona możliwą. Pozyskujemy właśnie w tych dniach cara moskiewskiego, który się obowiąże być naszym sprzymierzeńcem, co jest tryumfem wielkim; mamy wenetów i mieć będziemy innych książąt włoskich i niemieckich.
Ale wszystkich, nawet w. kniazia Moskwy, łatwiej nam pozyskać, niż naszą szlachtę już zniewieściałą, obawiającą się wojny długiej, a od niej zależy u nas pobór na wojsko, to jest koszta. Nie dadzą podatków na wojnę, aż w ostateczności. Król wszystkie swe środki wyczerpał na działa i zaciągi, ale te są niedostateczne, czas nagli, potrzebuje pieniędzy, a niczem go sobie skuteczniej ująć niemożna, jak posiłkując mu do osiągnięcia dawno upragnionego celu. Przychodzę więc z radą i życzeniem, abyś W. Król. Mość zaofiarowała swą pomoc.
Marya Ludwika myślała chwilę.