Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czasu nie mam.
— Ale ja muszę, dwa słowa! — nalegał Nietyksza — a nie, to się wielkie nieszczęście stać może.
Zawsze o królowej tylko myśląc, Bietka nastraszywszy się o nią, stanęła.
— Masz co mówić? piorunem gadaj — zawołała — na mnie czekają.
— Znasz panna Benedyka Nesterackiego? — począł żywo Nietyksza.
— A co potem?
— Dawno on za wami biega? — pytał Nietyksza.
— A nieznośny zalant! — rozśmiało się dziewczę grożąc mu.
— Takżebym miał o kogo być zazdrosnym — zawołał litwin — nie o tego krzywonogę, ale ta bestya oszalała i pewnie na współ ze swoją panią, co się was ztąd pozbyć rada, knuje jakąś zasadzkę, chce was porwać i uprowadzić.
Bietka uszom nie wierzyła.
— Ktoś z was sobie żarty stroi! — odezwała się.
— Ale nie! — zawołał Nietyksza — to szalony człek, a po sobie ma niemkę. Tu we dworze zamęt taki, że niejednę aleby cztery można skraść i jeszczeby się nie opatrzyli.
— Ja jestem ciągle przy królowej prawie —