Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już ty wiesz o kim mowa, toś życia niepewien.
Rzuciwszy mu to w oczy Nietyksza odszedł, bo się obawiał, aby w pasyi od słowa do słowa nie przyszło do pięści.
Benedyk trząsł się i stał długo ruszyć nie mogąc, nie tak ze strachu, jak ze złości. Tchórzem nie był, pogróżki litwina to na nim sprawiły, że począł sobie poprzysięgać.
— Na złość tej boćwinie, choćby mnie to nie wiem co kosztowało, dziewczynę będę miał!
Litwin nie mogąc się uspokoić, wprost od Benedyka poleciał na wschody do pokojów królowej, do których wprawdzie się dostać nie mógł i nie miał pozoru żadnego, aby próbować, ale się spodziewał przez służebne na chwilę wywołać Bietkę. Chciał ją przestrzedz.
Dnia tego właśnie przystęp tu był trudny, bo przygotowania do wielkiej uczty, strojów kobiecych, fryzur, piór, sukni, cały dwór w ruch wprawiały. Polki i francuzki biegały jak oparzone, a Nietyksza napróżno je zaklinał, aby mu na minutę tylko pannę Bietkę wywołano. Żadna z panien słuchać go nie chciała.
Wartę więc odprawiał u drzwi długo, gdy naostatek Bietka przypadkowo wybiegła. Pochwycił ją na kurytarzu.
— Na miłego Boga! pannuniu! ja tu od godziny stoję, mam coś ważnego do powiedzenia.