Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/131

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Ten mu przybrana matka obmyśli — rzekła Bietka.
    — Macocha — poprawił śmiejąc się Pac.
    — Ja myślę, że matką być potrafi — zamruczała Bietka. — Jeśliście się spodziewali łatwego zwycięztwa...
    — Proszę mnie do wojujących nie mięszać — rzekł Pac. — Pani to najlepiej wiesz, że ja królowi jednemu służę i na nikogo się więcej nie oglądam. Dopóki król mieć będzie słabość czy przywiązanie do Amandy...
    — Szczęściem, że król na długo nigdy się nie przywiązuje — dorzuciła Bietka.
    Miał już odchodzić, gdy po namyśle zwrócił się ku dziewczęciu.
    — Nie zdradzaj mnie — rzekł — ale przestrzedz muszę ją... Amanda zemstę poprzysięga!
    — Cóżem ja jej zawiniła? — z udanem podziwieniem spytała Bietka.
    — Ona wie wszystko — mówił dalej Pac — kto jej doniósł o tem, nie wiem. Miejcie się na baczności.
    — Dziękuję za życzliwą przestrogę, nawzajem możesz jej pan powiedzieć, że ja zemstę poprzysięgłam jeszcze wprzódy... która z nas będzie silniejszą? nie wiem.
    — Król bardzo się do niej przywiązał ostatniemi czasy — rzekł Pac.
    — Bardzo przyzwyczaił — przerwała Bietka —