Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koiła się dowiadując, że wysłana została dla dostania języka.
Ale od pani ciwunowej niewiele się dowiedzieć było można i upewnić chyba tylko, że Kazanowscy do obozu niemki wcale przechodzić nie myśleli, chociaż ona chwilowo była zwycięzką.
Marszałkowa ani znać jej ni wiedzieć nie chciała, tak się z nią obchodząc, jakby była prostą ochmistrzynią przy królewiczu. Zabiegała wielce niemka, aby tak ją jak inne panie sobie pozyskać i zbliżyć się do nich; wszystkie umiały się wymówić, wyśliznąć i nie dopuścić ją do poufałości z sobą.
Surowy obyczaj ówczesny wszystko łatwiej przebaczał nad tak zwane jawnogrzesznictwo, urągające prawom kościoła i mnożące zgorszenie. Pokątne miłostki puszczano płazem, choć na nich nie zbywało, ale publiczne zgorszenie nawet królowi bezkarnie ujść nie mogło.
Władysław lekceważył sobie to, a wiele rzeczy nie znał i nie wiedział, ale nawet dworscy oddani mu, gdy przyszło do obrony króla, milczeć musieli. Nie mógł więc Władysław za złe mieć niewiastom, żonom senatorów, że od Amandy unikały lub obchodziły się z nią tak, jakby o łaskach pańskich nie wiedziały.
Wielu surowszych, jak Albrecht Radziwiłł, bronili króla, wszelkie stosunki dwuznaczne mając za potwarz i bajkę.