Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pac chciał ją, zapewne, na mocy dawnych przywilejów pocałować, ale niemka się dumnie cofnęła i zdala mu dała znak, aby wyszedł, co też wojewodzic ziewając w progu spełnił.
Nazajutrz rano nie on jeden, ale wszyscy, których Bietka ująć sobie potrafiła, a na dworze liczba ich była znaczna, puścili się poszukując, śledząc, dopytując co się z nią stać mogło.
Nie było to tak bardzo trudnem do wyszperania, i wojewodzic dowiedział się, że Bietka schroniła się do Mingajłowej, ochmistrzyni Kazanowskich. Miał on tam stosunki, chociaż u marszałka łaski nie pozyskał, bo był o niego zazdrośnym.
Pewien tego gdzie Bietki ma szukać, Pac natychmiast się do starej ochmistrzyni opowiedzieć kazał, nie wątpiąc że przyjmie, odgadując co go tam sprowadzało.
Mingajłowa spytawszy naprzód Bietkę co ma czynić, kazała prosić wojewodzica, który wszedł do jej pokoju z wesołą twarzą i zastał w nim nietylko staruszkę, ale dziewczę, które się ukrywać wcale nie myślało.
Pozdrowił naprzód ciwunową, którą wszyscy szanowali.
— Domyślicie się łatwo — rzekł — co mnie tu sprowadza, bo ja czasu mam niestety mało, a służba królewska ani tchnąć mi nie daje, ale właśnie po tej służbie ja tu przychodzę. Sam