Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzuciwszy na siebie szeroką suknię ranną, przyjęła go jeszcze nieuspokojona i gniewna.
Pac cicho powtórzył jej rozkaz, jaki od króla odebrał. Niemka gniewała się na niego.
— Niegodziwe to dziewczę, i starego nawet potrafiło ująć sobie — rzekła — ja nie chcę jej mieć tutaj. Pamiętaj o tem!
— Nie masz się o co obawiać — począł wojewodzic poufale bardzo, gdy zostali sami, obchodząc się z faworytą.
Nie zważając na jej dąsanie się i zły humor, usiadł w krześle wygodnie, wyciągnął nogi, ręce założył za głowę i słuchał jej narzekań, które szybko, niewyraźnie z pięknych ustek się sypały.
— Doprawdy nie rozumiem cię — rzekł w końcu. — Znasz doskonale króla... u niego to nie trwa nigdy długo, on potrzebuje spokojnego, nałogowego przywiązania, któreby mu nie przeszkadzało do niczego. Pozostanie wam wiernym, ale mu fantazye podobne przebaczyć potrzeba. Zresztą co do Bietki, powinnaś i z tego względu niewiele dbać o nią, że ona pewnie ani królowi, ani tu nikomu nie będzie powolną!
— O! oh! — zakrzyknęła gniewnie niemka. — Cóż znowu za cnota!
— Cnota?... ja nie wiem — odezwał się Pac — może rachuba tylko, ale że tak jest jak mówię, za to ręczę.
— Dlatego że wam była oporną! — roz-