Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tej biednej królowej przyszłej — mówiła dalej — coś się stało pewno niepomyślnego. Ktoś jej tu stołka przystawił nim jeszcze przybyła. Król, słyszę, na wizerunek jej, który ustawicznie chciał mieć przed oczyma, ani patrzy, nie mówi o niej wcale, a Pac znowu krząta się aby go rozerwać, a nasza teraźniejsza królowa spodziewa odzyskać...
A! ta niemkini! — mówiła dalej Bietka — jakie to przewrotne! jak dumne! Wiemy przecież przez stare sługi nieboszczki, z którą tu Amanda przybyła, że z prostych ludzi pochodzi, a dzieckiem ją dla piękności wzięto za towarzyszkę do cesarzównej. Teraz się tak nosi jakby sama arcyksiężną była. Kto wie o czem marzyła i marzy? Był czas, że król bez niej wytrwać nie mógł, teraz ostygł bardzo... Już mu czegoś świeżego potrzeba, i jak u nich wszystko cudzoziemskie najsmaczniejsze, tak i na faworytkę muszą z zagranicy chyba sprowadzać. Z naszych dziewcząt podstawki tylko, gdy już nic innego niema...
Złośliwie tak i swobodnie paplała Bietka, ale czuć było, że gorzko jej przychodziło teraz ojca pozbyć, samej zostać i czekać na tę nową królowę, na którą rachowała zawczasu.
— Długo wy możecie pozostać w tej podróży? — spytała w końcu ojca.
— Radbym i ja to wiedział — odezwał się Płaza wzdychając. — Mówiłem ci, że mam tam