Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/020

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    który, bo Bernardynów pod bokiem mają, ale że ja z nimi dobrze jestem, trafię może...
    Płaza nie mógł się wstrzymać, aby przed przyjacielem nie wyspowiadał się z tego wrażenia, jakie na nim pałac Kazanowski uczynił.
    Vanitas vanitatum — przerwał mu ks. Stoczek — nie chcą tego wiedzieć ludzie, że zbytek i miękkość ich psuje, ani pomną, że gdziekolwiek się one zakradły, tam z niemi przyszła zgnilizna. Padło tak rzymskie państwo, gdy złote pałace Neronowie pobudowali. Dziś i nas nie poznać pod grubą pozłotą, a co po niej? Starzy lepsi byli co w grubych chadzali opończach. A no, mówią że prostota obyczaju to dzikość.
    I zamikł księżyna.
    Wynurzyszy się z tego co na duszy miał Płaza niespokojny, wrócił do Bieleckich; przez cały wieczór myślami się trapił, a nazajutrz rano już z tym samym co wprzód przewodnikiem do gabinetu kanclerza przez cały szereg pokojów wędrował.
    Zastał Ossolińskiego przy tym samym stole, zarzuconym papierami, z dosyć frasobliwą twarzą, choć się ona wyjaśnić usiłowała.
    — Odprawę wam gotuję — rzekł mu powoli kanclerz — a radbym, abyście się z nią pośpieszyli, bo odpowiedź mi potrzebna.
    — Jabym też rad bardzo ją przywieźć miłości waszej — odezwał się Płaza — bo, wyznać muszę,