Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom II.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

każdy grzech czy cnota ludzkiego żywota, ciążyła na nim. Wymazać jej nie mógł z rachunku, wkładała mu ona pęta na ręce.
Nie szczędziłby ofiar pewnie, aby się wyswobodzić i całkiem dziecku poświęcić, ale tu innej nie starczyło tylko całkowitego oddania siebie samego.
Był koszowym bratem i sługą, a kozactwo, jak często wybranego atamanem batka, gdy odmawiał przyjęcia urzędu, zabijało na miejscu, tak każdego co się wkupił do tego ich zakonu prześladowało jako zdrajcę, gdy chciał się wyrwać na swobodę. A, jak Parfen powiadał, kozacy długie ręce mieli.
Jechać znowu na Niż sam dla siebie potrzebował Płaza koniecznie, powrócić ztamtąd było największą trudnością. Czy go wysłać powtórnie zechcą, za to ręczyć nie mógł. Parfen dozorujący zdaleka niezbyt był kontent z niego. Wprawdzie ukrywał dobrze kozactwo swe i poselstwo, ale nadto się zżył z lachami, i Parfen go widywał chodzącym często do księdza i kościoła.
— Lach taki zawsze lachem — mówił sobie — ze swej skóry się nie wywlecze, to darmo.
Posłuchanie u kanclerza naznaczone było na ranek następny, miał się więc czas przysposobić do niego Płaza, i poszedł naprzód do przyjaciela Stoczka, bo przed nim jednym tylko mógł się