Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mingajłowa milczała, nie biorąc strony Bietki.
— I jabym przecież wolała widzieć cię gdzieindziej — odezwała się — zwłaszcza pod ten czas, gdy przybycie nowej pani, napływ nowych ludzi, pobyt utrudni i nie uprzyjemni go.
Bietka pochwyciła ją za rękę i pocałowała.
— Gdy królowa nadjedzie — rzekła stanowczo, ja muszę się do jej dworu dostać, dawno to sobie postanowiłam i do tego się przygotowuję. Tymczasem zaś, gdyby ojciec był zmuszony się oddalić, nie dla mnie, bo ja się nikogo i niczego nie boję, ale dla niego... pani ciwunowa mi może da schronienie.
Płaza przyklęknął ręce składając.
— A! pani ciwunowo dobrodziejko! — zawołał.
Staruszka się z krzesła poruszyła.
— Najchętniej, z duszy — odezwała się — ale ja też tu sługą jestem, więc naprzód u marszałkowej o pozwolenie prosić muszę, te pewnie otrzymam... potem... potem...
Nie dokończyła staruszka.
— Spodziewam się, tuszę — dodała — że to się wszystko ułoży.
Widać było, że nie domówiła wszystkiego co miała na myśli.
— Poszłoby to gładziutko — szepnęła po namyśle — tylko mam obawę, że ci, którym Bietka bardzo jest miłą, wszyscy ichmość dwo-