Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będą, bo tu u nas w Warszawie, aby kto piórko osmalił, pójdzie dym aż na przedmieścia.
Bietka zabrała się do wyjścia, a Płaza ją przeprowadził aż w ulicę, poczem coprędzej się przewdziawszy, najpilniej mu było biedz do przyjaciela ks. Stoczka.
Tym razem zastał go z pauprami zajętego nad abecadłem i katechizmem, od których się on niczem odrywać nie dał, poszedł więc do kościołka, bo go tknęło, iż Bogu powinien dziękować.
Tu go też zastał ks. Stoczek, gdy chłopców swych rozpuściwszy, wolnym był na chwilę.
— Cud się stał — rzekł poważnie Płaza, ściskając go z przejęciem — dziękowałem Bogu. Cud... odzyskałem dziecko zgubione, nie jestem już sierotą...
I łzy mu się polały znowu. Poszli razem do izdebki Stoczka, a tu Płaza opowiedział wszystko.
Stoczek o domysłach i przeczuciach wprzódy już wiedział, uradował się więc niezmiernie wypadkami.
— Tak — rzekł — Bogu za to dziękować, bo i dziewczę z tej Gomorrhy możesz wyrwać i ocalić i sam też przez to innym stać się człowiekiem. Nie powracać ci już teraz do kozaków.
Płaza głową zaczął potrząsać.
— Tak to ci powiedzieć łacno — westchnął — ale kto ich zna, kto z nimi żył, ten nie może zbyć ladaczem tej trudności, a to wielka, stra-