Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Można sobie wystawić z jaką niecierpliwością Bielecka wyglądała dnia następnego, w którym spodziewała się odwiedzin Bietki, a ta jej coś przynieść mogła. Nadeszła ona w istocie, ale zaraz od progu oświadczyła, że nie wie nic.
Król przez całą noc na podagrę tak cierpiał, że krzyki jego słychać na zamku było. Mówiono, że niepodobieństwem jest, aby naprzeciw królowej mógł wyjechać i że pewnie tylko wyśle brata i kanclerza Radziwiłła, a może i innych panów. Mówiono o Dönhofie wojewodzie pomorskim.
Bielecki także z zamku przyniół potwierdzenie tego co Bietka opowiadała. Dodawał, że nader przykre jakieś usposobienie panowało w kole otaczającem króla najbliżej. Kazanowski siedział długo sam na sam z nim.
Pac wszystkim powtarzał, że on nie jest wtajemniczony, ale że się domyśla, iż przywiezione listy tyczyły się królowej.
Bielecka nadaremnie sobie głowę łamała. Ani trzeciego, ani czwartego dnia z zamku nic nie wyszło, coby się domyślać dozwalało treści tych listów, które takie uczyniły wrażenie a wprędce takiem milczeniem i tajemnicą pogrzebione zostały.
Płaza wnosił, że musiała być rzecz wielkiej wagi a niepomyślna gdy tak się z nią ukrywano.
Tymczasem zaś, ponieważ król zdawał się tem więcej potrzebować rozrywki, Pac biegał za Bietką,