Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Na królewskim dworze Tom I.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla pożytku państwa cynową wielką sadzawkę zbudowano dla kąpieli, kazał Płazie oglądać.
Wreszcie już oprócz ogrodu w dole dosyć schludnie i pięknie zasadzonego, kwiatków i krzewów, a wody, którą ztąd kołem obracając na górne piętra prowadzono rurami, nic do widzenia nie zostawało, bo mieszkalne pokoje króla przystępne nie były.
Szafarz miał nieopodal od kuchen na starym zamku izb parę dla siebie, w których przyjmował też gości i interesa swoje sprawował.
— Zajdźże waszmość do mnie a spocznij — rzekł prowadząc go ku staremu zamkowi. Szli tedy ciągle pomijając dworzan pańskich, czeladź i mnóstwo kobiet, które się tu tak licznie ukazywały, jak gdyby już królowa była na zamku.
Nie uszło to oku Płazy, że większa ich część była młodych i bardzo postrojonych, wesoło z dworzany po drodze rozmawiających i śmiejących się wesoło.
Tu gdy powoli kurytarzem szli, potrącił Bielecki łokciem towarzysza, nieopodal mu wskazując przystojnego i strojnego młodzieńca, który pannę tę, co ją Płaza poznał, zatrzymawszy w przejściu, wesołą z nią prowadził rozmowę.
— Przypatrz się waszmość temu młodemu — szepnął — ni fallor, jeśli pożyje, to go wielkie łaski pańskie czekają. Tak poczynali Kazanowscy. Nie dla siebie on panienkę korumpuje.